Sentymentalny dokument, chwilami smutny, chwilami nostalgiczny, rzadko kiedy zabawny. Najbardziej boli mnie to, że w sumie dość banalny. Ten wyjechał, ta wyjechała, ten nie wiadomo co robi, ale na skrzypcach już nie gra, ktoś nie żyje... Autor powinien bardziej wgryźć się w temat, zamiast niepotrzebnych inscenizowanych scenek pójść w anegdotę, wspomnienia albo dla odmiany fakty o dniu dzisiejszym. I za dużo - jak dla mnie - było tu serialu.
Być może zabrakło dystansu? W końcu reżyserem dokumentu i serialu jest ten sam człowiek. Dla niego to rzeczywiście była podróż sentymentalna...
Zgodzę się, że inscenizowane scenki były niepotrzebne i psuły atmosferę. Jedynie w miarę realna była ta, kiedy Julek spotyka Cegiełkę w urzędzie pracy. Reszta inscenizacji była sztuczna, szczególnie Filipek i jego dzieciaki (albo jedno, córka) oglądający wspólnie kawałek serialu, a następnie śmiechy, brawa i pytania do taty łamaną polszczyzną - bardzo sztucznie zagrane. Córka najwyraźniej wcale nie rozbawiła się myślą o martwym kocie pod czyjąś poduszka - ja nigdy się z tego nie śmiałem.
Najwięcej pokazała się Karioka, bo i najwięcej miała do opowiedzenia. Nadal zarozumiała, jak w serialu, co nie przeszkadza mi wcale.
Generalnie dokument ciekawy, a jednocześnie słaby, utracony potencjał. Można powiedzieć, że to film reżysera o nim i jego ekipie, zrealizowany dla niego.